wtorek, 4 listopada 2008

Spacer w deszczu

Padał deszcz. Krople spadały w zastraszająco szybkim tempie i wystukiwały melodię, którą można nazwać "Piosenką Szarego Dnia". Tak, niebo było dziś wyjątkowo ciemne. Misia z wyrazem melancholii na twarzy spoglądała przez okno. Była ponura. Dzień po dniu mija, ale ona musi sama wychodzić na dwór. Nie może z panią, choćby na najkrótszy spacerek. Tylko na ogródku. Co się stało? Najpierw słyszy się o gorączce, a potem brzydka pogoda. Dość tego miała! Więc ja sama musiałam pomyśleć - jak ją uszczęśliwić? Podjęłam ryzyko. Wyjdę w czasie deszczu, choroba już przecież minęła. Zaczęłam spoglądać na to optymistycznie. I to skusiło mnie do natychmiastowego wyjścia. Trudno było opuścić taką okazję. Przecież to będzie zabawa. Można nazwać to nawet "braniem prysznicu", a kąpiel jest taka przyjemna. Kiedy wrócę do domu, będę cała mokra, a to tak śmiesznie wygląda. Dużo mi przychodziło na myśl, jednak wciąż wiedziałam - szczęśliwa będzie tylko jedna osoba - Misia. Rodzice mnie skrzyczą, a ja - też nie będę się czuła przy tym dobrze. No cóż - chciałam psa, to go mam i muszę spełniać jego, choćby najgorsze, prośby. Ostatecznie wiedziałam co mam robić - wzięłam smycz i zapięłam ją o obrożę suni.


Na podwórku było bardzo mokro. Zanim jeszcze wyszłam poza teren domu, już zaczęły dziać się niesamowite rzeczy. Na ogródku sąsiadki stał kundelek, który skomlał. Nigdy nie widziałam tam psa - tylko raz jakiegoś przybłąkanego jamnika. Ten jednak kogoś mi przypominał. Już skojarzyłam! Stał on kiedyś przy domku pana od suki - Dany -, która kiedyś pogryzła Misię. Wiem... Dana ma cieczkę. A to biedactwo już od trzech dni błąkało się po ulicach. Biedny kundelek. Przezywałam go zawsze Felkiem, ale nie wiem jakie jest jego prawdziwe imię. A teraz był u sąsiadki, bo z kolei ona ma koło siebie dom, w którym mieszka Dana. Wszystko jasne.


Ale teraz wróćmy do mnie i Misi. Wyszłyśmy i poszłyśmy do t.z.w. lasku - miejsca, które kulka najbardziej lubi. Załatwiła tam swoje potrzeby, a ja zaczęłam robić sesję zdjęciową. Niestety fotografie (jedna z nich u góry) mi nie wychodziły, sunia bardzo się kręciła. Byłam na nią zła i do dziś tego żałuję. Skąd miała wiedzieć, że akurat zażyczyłam sobie sesji?


Znów zobaczyłyśmy Felka. Uciekał teraz szybko do przodu. Kto wie, gdzie go świat prowadził. Nie zwrócił uwagę na moją diabliczkę, ale z nią przeciwnie. Pędziła za nim. Musiałam ją uspokajać. Wreszcie to zrobiła i ruszyłyśmy z miejsca. Nagle Misia zatrzymała się. Wiedziałam dlaczego - stałyśmy przy domu Fifka, psa, który jest naszym sąsiadem. Sunia się z nim przywitała, on też. Psiaki merdały do siebie wesoło ogonkami. Niestety to co było takie piękne, musiało się skończyć...





Jednak spotkanie szybko dobiegło końca. Chciałam iść dalej, ale nie tylko ja i Misia byłyśmy coraz bardziej mokre, ale i mój biedny aparat. Wróciłam się więc, bo na dziś było dosyć. Kilka razy zobaczyłyśmy jeszcze Felka, błąkającego się tu i tam. Kiedy wróciłam do domu stwierdziłam, że spacer w deszczu jest piękny.


1 komentarz:

Minerva pisze...

Misia troszunię zmokła :D. Ale spacerek udany :). Pozdrawiamy, Aneta i Bajer.