czwartek, 18 grudnia 2008
Co nowego...
A oto (u dołu) fotografie z naszych wspólnych spacerów po ogródku, gdy jeszcze niedawno znów spadł biały puch. Niestety, śnieg stopniał.
Na trzecim zdjęciu - psinka pod altanką. Gdy już się zmęczyła, chowała się tam, ale potem znów wracała do szaleństw.
Niedługo Święta Bożego Narodzenia. Najpiękniejsze święta w roku. Takie wspaniałe... Warto obdarzyć czymś czworonoga. Jednak jest coś niezwykłego - miłość. Nie tylko naszego zwierzaka, ale i innym mona nią obdarować. Na przykład bezdomne - one nie wiedzą co to jest gwiazdka, bo zwykle spędzają ją w mrozie, bywając często chorymi. Dlatego pamiętajmy! To doskonały czas na pokochanie psiego serca.
KOCHANI! ŻYCZĘ WAM I OCZYWIŚCIE WASZYM PUPILOM WESOŁYCH ŚWIĄT! PAMIĘTAJCIE BY DAĆ IM JAKIŚ UPOMINEK, ALE PRZEDE WSZYSTKIM NIE ZAPOMNIJCIE O WSPÓLNYM SPACERZE LUB DŁUGIM GŁASKANKU!
piątek, 12 grudnia 2008
"Szczęście nazywa się Lucky"
Tytuł: "Sczęście nazywa się Lucky"
Tytuł oryginału: "Lucky for me"
Autor: Frank Robson
Wydawnictwo: Galaktyka
Rok wydania: 2007
Moja recenzja: To jedna z tych 'psich' książek, którą zawsze będę wspominała z ogromnym uśmiechem na twarzy. To, co przeczytałam, na długo jeszcze pozostanie głęboko w moim sercu. Tytułowy Lucky, terrier kremowego umaszczenia, ma umiejętność porozumiewania się z ludźmi (dzięki swojemu językowi, skladającego się z dwunastu znaków/dźwięków) , wspinania się na drzewa i jest niesamowitym żelglarzem. Wraz ze swoimi właścicielami, podróżuje po morzu. Wspólnie marzą o Rejscie Życia - wieloletniej wędrówce po wodzie. Ten pies to istota niezwykła - dlatego zasługuje na prawdziwy medal.
Moje dobre opinie o wydaniu, które posiadam: Piękna okładka, w środku cudne fotografie. Podobają mi się też recenzje, umieszczone na tyle okładki; wśród nich znajduje się jedna, której autorem jest mój ulubiony miesięcznik kynologiczny - "Przyjaciel Pies".
PS: A na gwiazdkę dostaję książkę "Psi Rok" :D
niedziela, 23 listopada 2008
Kolejne szaleństwa na śniegu
Nie tylko 'wytrwali' ludzie - psy również kochają wspólne szaleństwa. Biała kordełka nie zrobiła na Misi zbyt wielkiego wrażenia, głównie dlatego, że widziała ją już w tamtym roku, ale nie rezygnuje z częstych zabaw. Kocha nawet jeść puszek, ale nie bardzo mi to przypadło do gustu. Nie pozwalam jej więc wziąć chociażby najmniejsze kulki do pyszczka, lecz czasem jej się to udaje.
Sama nie lubię mrozu. Śnieg jest dla mnie skarbem, mróz - klęską. Nie też wychodzić na dwór z aparatem - zwykle lubię robić zdjęcia przez okno, lub przez otwarte drzwi, bo palce mi marzną, gdy trzymam jakiś sprzęt. Jednak z mojego umiłowania do fotografowania, czasami pozwalam sobie na krótką sesję. Okazuje się to wcale-nie-takie-złe.
Psinka kocha się tarzać w śniegu. Sielanki zazwyczaj trwają niedługo, ale czasami sunia tak bardzo się zamyśli, że potrafi przedłużyć je o sporo czasu. Co jest tego przyczyną, że wybrała sobie tarzanie w-czymś-takim-zimnym ? Filozofując można tylko dojść do jednego wniosku - jest odporna na mróz. Sama nie wiem czy to prawda, czy może fałsz. Nie umiem odczytać z myśli psiaka, chociażby będąc jej największą przyjaciółką.
Jednak nie tylko tarzanie sprawiło dla niej tak wielką atrakcję. Bardzo (a nawet bardziej od tarzanka) lubi biegi wokół domu lub ogrodu. Obserwując ją doszłam do wniosku, że przyniosło to dobre skutki - Misia schudła. Przydatna bieżnia domowa dostarcza nam radości.
Jak już pisałam - mi do gustu przypadł zjazd na sankach. Często korzystam z tej atrakcji, jadąc z górki po wjeździe do garażu. Znaczy - nie tylko ja sama. Oczywiście towarzyszy mi siostra, ale przede wszystkim - Misia! Nie oznacza to męczarni (przynajmiej dla mojej psinki) na sankach, tylko bieg za moimi sankami. Strasznie jej się to spodobało. Element, który porusza się, zawsze sprawia na niej wielkie wrażenie i wzywa do zabawy.
Ten sport pozwolił mi zobaczyć bohaterskość mojej suni. Raz (specjalnie) położyłam się na lodzie i zamknęłam oczy. Biedna Misia... Co sobie pomyślała? Na pewno nikt nie zgadnie detalów jej odczuć, ale dobrze wiemy, że poczuła ból. Pobiegła, nie zwracając uwagi na przeszkody, poślizgnęła się i zaczęła lizać po twarzy. Szybko lizać. Takie ciepło poczułam, że nie da się tego opisać. Misia 'uratowała mi życie'.Zimie towarzyszy również wielki wiatr. Gdy kiedyś wybrałyśmy się na ogródek, to Misi mało co uszu nie powyrywał! Nie no, nie będę już pisać przesadnie - mogę się założyć, że nawet huragan nie wyrwie wytrwałych uszu mojej psinki!
No, taka była nasza krótka zima, a teraz... śnieg stopniał.
Film z ogródkowej bieżni po śniegu:
piątek, 21 listopada 2008
Zima daje nam we znaki
Ostatnio, kiedy byłam na spacerze, kałuże były zamarznięte. Teraz już pada śnieg.
czwartek, 13 listopada 2008
Wieluńskie notki; Dzień trzeci, ostatni (wtorek - 11 listopada)
Flaga Polski - w Święto Niepodległości bardzo ważna.
Wieluńskie notki; Dzień drugi (poniedziałek - 10 listopada)
Niestety nie udało mi się zrobić zdjęcia żadnemu psiakowi (no, tylko Eddy'emu, ale nie wyszło). Dlatego umieszczam oto tą Misię, która nie chciała iść za mną (nie pamiętam czemu, chyba dlatego, bo prowadziłam w stronę Eddy'ego) :) .
środa, 12 listopada 2008
Wieluńskie notki; Dzień pierwszy (niedziela - 9 listopada)
Misia - zmęczona tą swoją zabawą.
wtorek, 4 listopada 2008
Spacer w deszczu
Na podwórku było bardzo mokro. Zanim jeszcze wyszłam poza teren domu, już zaczęły dziać się niesamowite rzeczy. Na ogródku sąsiadki stał kundelek, który skomlał. Nigdy nie widziałam tam psa - tylko raz jakiegoś przybłąkanego jamnika. Ten jednak kogoś mi przypominał. Już skojarzyłam! Stał on kiedyś przy domku pana od suki - Dany -, która kiedyś pogryzła Misię. Wiem... Dana ma cieczkę. A to biedactwo już od trzech dni błąkało się po ulicach. Biedny kundelek. Przezywałam go zawsze Felkiem, ale nie wiem jakie jest jego prawdziwe imię. A teraz był u sąsiadki, bo z kolei ona ma koło siebie dom, w którym mieszka Dana. Wszystko jasne.
Ale teraz wróćmy do mnie i Misi. Wyszłyśmy i poszłyśmy do t.z.w. lasku - miejsca, które kulka najbardziej lubi. Załatwiła tam swoje potrzeby, a ja zaczęłam robić sesję zdjęciową. Niestety fotografie (jedna z nich u góry) mi nie wychodziły, sunia bardzo się kręciła. Byłam na nią zła i do dziś tego żałuję. Skąd miała wiedzieć, że akurat zażyczyłam sobie sesji?
Znów zobaczyłyśmy Felka. Uciekał teraz szybko do przodu. Kto wie, gdzie go świat prowadził. Nie zwrócił uwagę na moją diabliczkę, ale z nią przeciwnie. Pędziła za nim. Musiałam ją uspokajać. Wreszcie to zrobiła i ruszyłyśmy z miejsca. Nagle Misia zatrzymała się. Wiedziałam dlaczego - stałyśmy przy domu Fifka, psa, który jest naszym sąsiadem. Sunia się z nim przywitała, on też. Psiaki merdały do siebie wesoło ogonkami. Niestety to co było takie piękne, musiało się skończyć...
Jednak spotkanie szybko dobiegło końca. Chciałam iść dalej, ale nie tylko ja i Misia byłyśmy coraz bardziej mokre, ale i mój biedny aparat. Wróciłam się więc, bo na dziś było dosyć. Kilka razy zobaczyłyśmy jeszcze Felka, błąkającego się tu i tam. Kiedy wróciłam do domu stwierdziłam, że spacer w deszczu jest piękny.
poniedziałek, 27 października 2008
Pielęgnacja Misi - czesanie
Misię czeszę (częściej siostra, ale widać, że jej się znudziło, więc ja dbam o sierść suni) prawie codziennie (czasami zdarza się zapomnieć). Westka nie przepada za tym. Wyrywa się, pokazuje ząbki, próbuje odgonić szczotkę. Jednak nie ma tak łatwo!
Gdy podchodzę do drzwi, prowadzących do piwnicy, kulka się cieszy. Dlaczego? Bo tam, przy samym wejściu do piwnicy, leżą różne rzeczy dla psa no i oczywiście smycz. Wtedy sobie taka psinka myśli, że pora na spacer. A tu zawiedzona... Hania wyciąga szczotki! Tak, mamy wiele szczotek. Jedną z drutem, jedną z włosem, jedną taką... nie wiem jak to określić, ale też coś podobnego do druta, tyle że bardziej miękkie, a ostatni to grzebień. W sumie cztery. Najmniej używana jest ta z 'miękkim drutem', a najczęściej z włosem. Plecki przejeżdżam grzebieniem, łapki włosem, a potem drutem, podszerstek włosem, a tamta pozostała szczotka czasami się też przydaje do różnych rzeczy.
No dobra. Teraz opiszę jak mniej więcej wygląda czesanie. Kiedy czeszę grzbiet nic się nie dzieje. Przy podszerstku tak trochę się wyrywa. O łapkach Wam nie mówię, bo chyba pomyślicie, że mam niewychowanego psa! Jejciu... Próbuje mnie gryźć (no, nie jest aż taka agresywna, ale tak podszczypuje), wyrywa się, ucieka. Próbuję jej tłumaczyć, bo wierzę, że pies mnie zrozumie, ale raczej to nie wychodzi.
Czesanie po grzbiecie.
Sierść Misi.