niedziela, 23 listopada 2008

Kolejne szaleństwa na śniegu

Jestem całkowicie upewniona. Zima się zaczęła. Biel okryła całe miasteczko. Nie dla wszystkich jest to dobra wiadomość - zmarzlaki boją się tej pory roku, ale za to 'wytrwali' kochają zabawy w białym puchu. Niezależnie od wieku (nawet 'wytrwali' rodzice) robimy co nam się tylko podoba. Mi przypadł zjazd na sankach. Czy jestem 'za duża'? Według mnie w sam raz, a nawet 'za młoda'.


Nie tylko 'wytrwali' ludzie - psy również kochają wspólne szaleństwa. Biała kordełka nie zrobiła na Misi zbyt wielkiego wrażenia, głównie dlatego, że widziała ją już w tamtym roku, ale nie rezygnuje z częstych zabaw. Kocha nawet jeść puszek, ale nie bardzo mi to przypadło do gustu. Nie pozwalam jej więc wziąć chociażby najmniejsze kulki do pyszczka, lecz czasem jej się to udaje.

Sama nie lubię mrozu. Śnieg jest dla mnie skarbem, mróz - klęską. Nie też wychodzić na dwór z aparatem - zwykle lubię robić zdjęcia przez okno, lub przez otwarte drzwi, bo palce mi marzną, gdy trzymam jakiś sprzęt. Jednak z mojego umiłowania do fotografowania, czasami pozwalam sobie na krótką sesję. Okazuje się to wcale-nie-takie-złe.





Psinka kocha się tarzać w śniegu. Sielanki zazwyczaj trwają niedługo, ale czasami sunia tak bardzo się zamyśli, że potrafi przedłużyć je o sporo czasu. Co jest tego przyczyną, że wybrała sobie tarzanie w-czymś-takim-zimnym ? Filozofując można tylko dojść do jednego wniosku - jest odporna na mróz. Sama nie wiem czy to prawda, czy może fałsz. Nie umiem odczytać z myśli psiaka, chociażby będąc jej największą przyjaciółką.
Jednak nie tylko tarzanie sprawiło dla niej tak wielką atrakcję. Bardzo (a nawet bardziej od tarzanka) lubi biegi wokół domu lub ogrodu. Obserwując ją doszłam do wniosku, że przyniosło to dobre skutki - Misia schudła. Przydatna bieżnia domowa dostarcza nam radości.

Jak już pisałam - mi do gustu przypadł zjazd na sankach. Często korzystam z tej atrakcji, jadąc z górki po wjeździe do garażu. Znaczy - nie tylko ja sama. Oczywiście towarzyszy mi siostra, ale przede wszystkim - Misia! Nie oznacza to męczarni (przynajmiej dla mojej psinki) na sankach, tylko bieg za moimi sankami. Strasznie jej się to spodobało. Element, który porusza się, zawsze sprawia na niej wielkie wrażenie i wzywa do zabawy.
Ten sport pozwolił mi zobaczyć bohaterskość mojej suni. Raz
(specjalnie) położyłam się na lodzie i zamknęłam oczy. Biedna Misia... Co sobie pomyślała? Na pewno nikt nie zgadnie detalów jej odczuć, ale dobrze wiemy, że poczuła ból. Pobiegła, nie zwracając uwagi na przeszkody, poślizgnęła się i zaczęła lizać po twarzy. Szybko lizać. Takie ciepło poczułam, że nie da się tego opisać. Misia 'uratowała mi życie'.Zimie towarzyszy również wielki wiatr. Gdy kiedyś wybrałyśmy się na ogródek, to Misi mało co uszu nie powyrywał! Nie no, nie będę już pisać przesadnie - mogę się założyć, że nawet huragan nie wyrwie wytrwałych uszu mojej psinki!

No, taka była nasza krótka zima, a teraz... śnieg stopniał.


Film z ogródkowej bieżni po śniegu:

1 komentarz:

Minerva pisze...

Fajny filmik. U nas śniegu też sporo. Właśnie przygotowuje notkę na ten temat. Cóż. Chciałabym mieć taką wene do pisania jak Ty. Na szczęście zdjęcia można dodać i czymś zapchać tą 'dziurę' :D. Pozdrawiam Ciebie i Misię.
PS.Jak macie czas zerknijcie na naszego bloga :*.